zakończenie trasy w Niemczech (Rowerowa wyprawa Dania-Niemcy 2012)

jaTym razem będzie o wyprawie rowerowej do Danii. Pomysł by odwiedzić ojczyznę Małej Syrenki i klocków Lego zrodził się już dawno temu, najpierw w postaci niedostępnego marzenia, potem zaczął powoli dojrzewać nabierając coraz bardziej realnych kształtów, by w pierwszej połowie 2012 roku przerodzić się w konkretny projekt najdłuższej wycieczki rowerowej w moim życiu. Niestety dwa tygodnie wakacyjnego urlopu nie pozwalały, na obejrzenie nawet połowy spośród ciekawych miejsc Danii, więc w ostatecznie musiałem z części z nich zrezygnować. Zaczynająca się w Świnoujściu trasa, prowadziła przez wyspę Bornholm, Kopenhagę, Półwysep Jutlandzki, Niemcy, aż do Berlina, setki kilometrów zmagań ze zmęczeniem i pogodą. Mimo wszystko, wyjazd okazał się niezwykłą przygodą, a przede wszystkim pokazał, że marzenia są po to, by je realizować.
Artur

« wstecz

Po przekroczeniu granicy z powrotem znalazłem się w Niemczech i rozpocząłem ostatni etap podróży. Mając już za sobą wiele dni rowerowej wyprawy w czasami uciążliwych warunkach, odczuwałem już zmęczenie i nawet zacząłem odliczać dni do końca podróży. A tych zostało już tylko kilka.

Kierowałem się prawie prostą drogą na Berlina. Przejeżdżając przez Travemünde koło Lübeck ostatni raz podczas podróży widziałem Bałtyk. (Zresztą od tamtego czasu w dalszym ciągu nie widziałem morza).

Drugiego dnia jazdy przez Niemcy dojechałem do Wismaru. To była kolejna niespodzianka na trasie. Miasto zwróciło na siebie moją uwagę historyczną zabudową, rynkiem i widocznymi z daleka średniowiecznymi kościołami. Pojeździłem bez celu wąskimi, brukowanymi uliczkami starego miasta oglądając zabudowania. W centrum znalazłem pozostałości gotyckiego Kościoła Mariackiego, który został zniszczony w czasie II wojny światowej. Obecnie pozostała z niego jedynie wysoka wieża oraz fundamenty wskazujące pierwotny zarys budowli. Zabytkowe centrum Wismaru jest wpisane na listę światowego dziedzictwa Unesco.

Potem pojechałem do Groß Raden. Dotychczas byłem zadowolony z dokładności map, na których nawet bardzo małe drogi były zaznaczone. Może z tego powodu spróbowałem sobie skrócić o parę kilometrów drogę i skręciłem w polną drogę. Skręciłem jednak za wcześnie i zamiast szybciej dostać się do celu znalazłem się gdzieś wśród pól, a droga zniknęła. To jednak nie przekonało mnie by zawrócić i mimo wszystko próbowałem się przedostać. W ten sposób dodatkowo zaplątałem się w labirynt kanałów irygacyjnych i zaczynałem mieć problem by się z niego wydostać. W końcu trafiłem na jakąś drogę. Co prawda nie wiedziałem dokąd prowadzi, jednak zdecydowałem się nią jechać, bo drogą się jedzie łatwiej niż bezdrożami. To był dobry wybór, bo niedługo potem trafiłem na główną drogę, która poprowadziła mnie prosto do Groß Raden.

W zamierzchłej przeszłości w Groß Raden, nad jeziorem Binnensee znajdowała się osada słowiańska oraz ufortyfikowane grodzisko. Właśnie to miejsce chciałem odwiedzić. Była to już druga słowiańska osada na mojej trasie. Zwiedziłem zrekonstruowane zabudowania oraz muzeum archeologiczne.

Od tego miejsca aż do Berlina miałem postój tylko na posiłki i nocleg. Świadomość, że jestem już bardzo blisko końca i że odpocznę po wszystkich trudach, dodawała mi energii. Tylko dzięki temu udało mi w ciągu 24 godzin pokonać dystans około 200 kilometrów. Popołudniem następnego dnia wjechałem na przedmieścia Berlina, jednak potem jeszcze przez dwie godziny błądziłem po mieście nim trafiłem do znajomych, gdzie miałem nocleg.

Następne parę dni spędziłem na zwiedzaniu miasta. Na początek poczułem się przytłoczony wielkością miasta, ilością ludzi i samochodów; później do tego trochę przywykłem. Po mieście już nie poruszałem się rowerem, ale metrem – po tej trasie należało mi się trochę odpoczynku. Pogoda, która poza kilkoma pierwszymi dniami, nie sprawiała większych problemów, się popsuła się i zaczęło padać. Oprócz Berlina udało mi się obejrzeć pobliski Poczdam, który okazał się o wiele spokojniejszy od zatłoczonego miasta.

Po paru dniach spędzonych w Berlinie do Polski wróciłem pociągiem.