Bornholm (Rowerowa wyprawa Dania-Niemcy 2012)

jaTym razem będzie o wyprawie rowerowej do Danii. Pomysł by odwiedzić ojczyznę Małej Syrenki i klocków Lego zrodził się już dawno temu, najpierw w postaci niedostępnego marzenia, potem zaczął powoli dojrzewać nabierając coraz bardziej realnych kształtów, by w pierwszej połowie 2012 roku przerodzić się w konkretny projekt najdłuższej wycieczki rowerowej w moim życiu. Niestety dwa tygodnie wakacyjnego urlopu nie pozwalały, na obejrzenie nawet połowy spośród ciekawych miejsc Danii, więc w ostatecznie musiałem z części z nich zrezygnować. Zaczynająca się w Świnoujściu trasa, prowadziła przez wyspę Bornholm, Kopenhagę, Półwysep Jutlandzki, Niemcy, aż do Berlina, setki kilometrów zmagań ze zmęczeniem i pogodą. Mimo wszystko, wyjazd okazał się niezwykłą przygodą, a przede wszystkim pokazał, że marzenia są po to, by je realizować.
Artur

« wstecz

Rejs na Bornholm trwał ponad trzy godziny i na wyspę dotarłem po południu. Jeszcze ze statku mogłem oglądać Rønne – niewielkie miasteczko będące stolicą wyspy – i port z usypanymi z głazów falochronami. Morze było ciemnogranatowe. Zmianie scenerii towarzyszyła też zmiana pogody – dżdżysta pogoda pozostała w Niemczech, a Dania powitała mnie słońcem, które towarzyszyło mi aż do wieczora. Mój plan ekspresowego zwiedzenia wyspy zakładał wypłynięcie w dalszą drogę już następnego dnia. Dlatego nie zatrzymywałem się długo w mieście i wyruszyłem na zwiedzanie wyspy.

Na samym początku zrezygnowałem z mojej mapy i podczas całego mojego pobytu na wyspie posługiwałem się bezpłatną mapką, którą otrzymałem w terminalu promowym. Była ona znacznie dokładniejsza od mojej i miała zaznaczone szlaki rowerowe i wszystkie interesujące obiekty.

Niedługo po opuszczeniu Rønne dojechałem do Nylars. Na Bornholmie znajdują się cztery kościoły rotundowe, zbudowane jeszcze w średniowieczu. Były to budowle uniwersalne, bo oprócz funkcji sakralnych, pełniły rolę obronną, były spichlerzami i pewno miały jeszcze kilka innych zastosowań. Podczas mojej wyprawy rowerowej odwiedziłem dwie rotundy: w Nylars i w Østerlars. Pierwsza z nich z nich jest mniejsza, w środku znajdują się dwa kamienie runiczne oraz polichromie. Większy – i chyba ciekawszy – był kościół w Østerlars. Można w nim było zwiedzić wyższe kondygnację oraz obejrzeć misterną konstrukcję dachu.

Nie udało mi się zajrzeć do NaturBornholm – muzeum przyrodniczego wyspy, które ponoć jest niezwykle interesujące. Przyjechałem do niego za późno i mogłem tylko zobaczyć charakterystyczną bryłę budynku i rzeźbę żaby znajdującą przed wejściem.

Wieczorem dotarłem do Nexø (dokąd przypływają promy z Kołobrzegu). Namiot rozbiłem niedaleko od miasta na polu namiotowym, zwanym Lejrplads. Obok mnie nocowała rodzina z Polski. Noc minęła spokojnie, ale rano spadł deszcz. Po deszczu wyszło słońce, które wysuszyło namiot. Potem przyszedł kolejny deszcz, znów słońce, i tak jeszcze kilka razy…

O poranku pojechałem na krótką przejażdżkę po kompleksie leśnym Paradisbakkerne, który – według przewodnika – stanowi doskonałe miejsce na długie spacery. Miejsce rzeczywiście jest ciche i spokojne. Dosyć szybko przekonałem się, że w tym terenie zdecydowanie łatwiej się poruszać pieszo niż rowerem, a pokonanie niektórych wąwozów okazało się niezwykłym wyzwaniem. W lesie znalazłem jedną z atrakcji – ogromny głaz Rokkesten.

Po powrocie z przejażdżki, śniadaniu i zwinięciu obozu kontynuowałem podróż wzdłuż północno-wschodniego brzegu wyspy. Po porannych deszczach nie zostało już śladu, ale moim utrapieniem stał się silny wiatr, który bardzo utrudniał jazdę i zmusił mnie nawet do skrócenia trasy.

Nie ominąłem jednak ruin średniowiecznego zamku Hammershus, które są jednym z najciekawszych obiektów wyspy. Z trafienie do nich nie było problemów, bo są widoczne z daleka, a oznakowanie też jest dobre. Ruiny znajdują się one w północnej części wyspy na wzgórzu, które stromo opada w wody Bałtyku. Ze wzgórza roztacza się widok na skaliste wybrzeże.

Do portu w Rønne przyjechałem godzinę przed odpłynięciem promu do Køge, które leży na południe od Kopenhagi. Zdążyłem kupić bilet i od razu udałem się na odprawę promową. Podróż z Bornholmu była trochę dłuższa. Wiatr, który tak mi przeszkadzał na wyspie, na morzu okazał się jeszcze silniejszy i prawie uniemożliwiał przebywanie na zewnątrz statku. Te parę godzin spędzone na statku wykorzystałem na naładowanie akumulatorków do aparatu, napisanie kartek pocztowych oraz odpoczynek.

Pobyt na Bornholmie bardzo dobrze wspominam i jeszcze chcę tam kiedyś wrócić na trochę dłużej, bo jest tam jeszcze mnóstwo rzeczy, których nie zdążyłem zobaczyć.

dalej »